Na koniec powiedziano uczestnikom kursu, że jedną z pięknych, wielkoformatowych odbitek mogą zatrzymać, ale druga zostanie zarchiwizowana, jako dowód na uczestnictwo w kursie, w siedzibie organizatora w Wielkiej Brytanii.
Jedni wybrali i nie mogli jeż tego odkręcić, bo powiedziano im, że materiały wysyłane będą za pięć minut, drugim dano tydzień na ewentualną zmianę zdania.
Okazało się, że ci bez wyjścia byli nie tylko idealnie zadowoleni z odbitki, którą postanowili zatrzymać, ale też z czasem coraz bardziej przekonani, że dokonali trafniejszego wyboru. Druga grupa była kompletnie niezadowolona, ich samopoczucia nie zmieniał fakt, czy z możliwości podmianki skorzystali, czy nie, a kiedy już nie mieli wyjścia* nadal mieli wątpliwości, czy aby nie utknęli ze zdjęciem które jest całkiem do bani*.
Gilbert podaje dodatkowo przykład: jeśli umawiamy się na randkę z gościem, który dłubie w nosie – zwyczajnie nie umawiamy się z nim więcej i szukamy dalej. Z kolei, jeśli utknęliśmy w małżeństwie z gościem, który zaczyna po paru latach dłubać w nosie, myślimy „Przynajmniej ma dobre serce”, a na głos mówimy „Kochanie, nie dotykaj keksu!”.
O Autorce
Dominika Hilszczańska w nosie nie dłubie, a jej odwieczna walka z bazylią mogłaby posłużyć za scenariusz do dramatycznego serialu obyczajowego. Zapraszamy do lektury innych felietonów autorki!