Przypomniała mi o tym przyjaciółka, wysnuwając teorię, że ludzie dzielą się na dwa typy: takich, którym się wszystko w życiu udaje i tych, którzy nic tylko mają pod górkę. Zaczęłam się zastanawiać… Czy to oznacza, że dzielimy się na takich, którym przyprawy w doniczkach więdną, jak bohaterki wiktoriańskich powieści z miłości i tych, którym zielsko obrasta parapety, wzbudzając zazdrość innych amatorów sałatki włoskiej?

A może to niekoniecznie chodzi o to, co komu urosło, a komu opadło, ale o nasze podejście do obu tych stanów?

Szekspir napisał, że nie ma rzeczy złych lub dobrych, to myśl czyni je takimi i właśnie tę tezę naukowo potwierdził psycholog Dan Gilbert. Według niego jeśli utkniemy w jakieś niefortunnej sytuacji, nasz mózg bez problemu sobie z nią poradzi, wmawiając nam, że właśnie tak miało być.

Nie macie pojęcia, jak bardzo cieszy mnie fakt, że ktoś przeprowadził takie badania i w końcu mam namacalny dowód na to, że chyba jednak nie należę do bandy wariatów.

Bo widzicie, gdyby moja rodzina założyła jakiś interes, nazywałby się „Widocznie tak miało być”. Za każdym razem, kiedy zdradzam sekret naszej życiowej filozofii komuś pozarodzinnemu, czuję się trochę jak głupek. No bo co myśleć o kimś, kto jest święcie przekonany, że wszystko będzie dobrze i każda rzecz, która mu się przydarza, jest częścią chytrego planu wszechświata?