Tak, zrobiłam też porządki na pawlaczu. Ha!
Postanowiłam sobie, że popołudniu nadgonię zaległości i wezmę się za półkę z kosmetykami nad umywalką, bo pęsety szukałam cały ubiegły tydzień. Przysięgam, że tylko na moment przycupnęłam na kanapie z książką… A potem już był czwartek.
Układając przyprawy w kolejności alfabetycznej przemknęła mi przez głowę myśl po co to komu potrzebne, ale czy powstrzymało mnie to? Nie! Tak się rozpędziłam, że w ciągu niespełna tygodnia uporządkowałam wszystkie szafy, szafeczki, półki i zakamarki.
Zrobiłam remanent w kuchennych szufladach i na regałach z książkami, w dokumentach i pudełku ze śrubkami, wyrwałam nawet chwasty z doniczek na balkonie, skleiłam i dokręciłam wszystko, co wymagało interwencji złotej rączki i wymieniłam przepalone żarówki. Kiedy skończyłam strzykało mi w krzyżu, ręce lekko mi drżały ze zmęczenia przy podnoszeniu kubka z herbatą i wykorzystałam do czyszczenia rozmaitych powierzchni cały zapas octu, który kupiłam żeby zamarynować śliwki…
…ale było warto.
Od dwóch miesięcy niczego nie zgubiłam. Ubieram się w minutę i zawsze wiem, gdzie co leży. Gości zapraszam bez obaw, a na sprzedanych ubraniach zarobiłam 200 złotych i jeszcze trochę dobrej karmy za oddanie pozostałych, w których nie chodzę.