Przypomniałam sobie o tym zdarzeniu chwilę później, kiedy wybrałam się odwiedzić przyjaciółkę. Dokładnie przestudiowałam wszystkie porady o kupowaniu tanich biletów, upolowałam super okazję do Londynu i z poczuciem zwycięstwa wysiadłam na lotnisku. Ale co dalej?
Ok, na peron kolejki na stację trafiłam, bo wszystko pięknie oznakowane, ale już na samej stacji, o wredny wszechświecie, automat z biletami! Pomna przygody we wrocławskim tramwaju najpierw poobserwowałam gada i dopiero wzięłam się do kupowania. Udało się za drugim razem. Czułam, że już żaden automat na świecie mi nie podskoczy.
Gapiąc się na krzaczory rosnące przy torach w drodze do Brighton myślałam o tym, jak długo nie widziałam swojej przyjaciółki. Znajdowałam tysiące wymówek byleby tylko nie przyznać się do tego, że zwyczajnie się boję i to nie tego, że ktoś mnie okradnie, samolot spadnie do kanału, albo jeszcze coś gorszego.
Bałam się pierwszych razów.
Ta refleksja wywołała u mnie odruch szperaczy, ale im bardziej dłubałam w czeluści swojego mózgu, tym mniej mogłam sobie przypomnieć jakiś pierwszy raz, który w rzeczywistości okazałby się równie przerażający, co moje wyobrażenie o nim.