Dziecko a rozwój osobisty i dojrzałość mamy
Zdjęcie autorstwa Andrea Piacquadio z Pexels

Czy mama, która ma małe dziecko, ma prawo myśleć o sobie? Czy dojrzałość do macierzyństwa objawia się rezygnacją z własnych planów. Gdzie jest granica między egoistycznym stawianiem na siebie a zatraceniem się w opiece nad dzieckiem?

Dziecko – mały monopolista

Dziecko jest dla mamy całym światem. To nie przesada. Natura tak to urządziła, że w pierwszych miesiącach życia dziecka dla mamy nie liczy się nic innego. Z drugiej strony: nikt nie zaspokoi potrzeb małego dziecka tak dobrze, jak właśnie mama. Jednak po jakimś czasie mamy zaczynają czuć się nieco osaczone. Dziecko niczym bezwzględny mały monopolista zabiera im cały czas, nie tylko tzw. czas dla siebie, ale w ogóle cały czas. Pojawiają się zaległości w sprzątaniu, zakupach, praniu itp. Pół biedy, jeśli ojciec dziecka może przejąć część domowych obowiązków i zaopiekować się dzieckiem. Gorzej, gdy mama zostaje ze wszystkim sama.

Mamo – nie jesteś cyborgiem

Wyidealizowany świat reklam i internetu próbuje przekonać matki, że muszą ze wszystkim sobie radzić. Najlepiej same, bo przecież matki to stworzenia wielofunkcyjne, które nie potrzebują pomocy. Możemy uśmiechać się na widok memów z mamą o ośmiu rękach, ale rzeczywistość nie jest tak zabawna. Bardzo trudno jest zrobić cokolwiek, nosząc cały czas na rękach płaczące dziecko. Wyjście po zakupy często przekracza możliwości kobiety. Czasem zwykła wyprawa do pobliskiego sklepu po bułki przypomina wyprawę na Mount Everest. Trzeba przecież ubrać siebie, dziecko, przygotować wózek, jakieś zabawki, picie na drogę, coś na sytuacje awaryjne – a dziecko świeżo ubrane właśnie postanowiło… wypełnić pampersa! Ileż mam zastanawia się, czy naprawdę muszą iść na zakupy, może da się jakoś przeżyć bez nich? Jak więc ta mama ma zrobić zakupy, posprzątać, ugotować, uprać, uprasować, nakarmić dziecko i siebie i to wszystko z niemowlakiem na rękach? Po prostu się nie da i trzeba sobie zdać z tego sprawę. Droga mamo, nie jesteś cyborgiem, pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczysz.

Zmęczenie nie oznacza niedojrzałości

Trudno jednoznacznie zdefiniować dojrzałość do macierzyństwa. Najczęściej mówi się o niej w kontekście dojrzałości emocjonalnej w ogóle. Najlepiej, jeśli przyszła mama ma więcej niż dwadzieścia pięć lat, stałego partnera, stabilizację finansową i sprecyzowane plany na przyszłość. Tak postrzega się dojrzałość do macierzyństwa. Oczywiście zdaniem opinii publicznej dojrzała mama to taka, która gotowa jest całą siebie oddać dziecku. To kolejny mit, który koniecznie trzeba obalić. Mama, jak każdy człowiek, ma prawo czuć się zmęczona, niewyspana, może mieć gorszy dzień, może być chora. To, że nie ma siły uśmiechnąć się na widok swojego dziecka, nie oznacza, że niedojrzała do roli mamy. Każda mama chciałaby mieć non stop siłę, ale chcieć w tym wypadku nie znaczy móc.

Niestety oczekiwania doskonałości, jakie atakują mamy z każdej strony, wpędzają je w ogromne poczucie winy. W rezultacie mama, która potrzebuje odpoczynku lub ma chęć zrobić coś dla siebie, automatycznie czuje, że zawiodła jako matka. Tymczasem nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia dla takiego stanu rzeczy. Kobieta, zostając mamą, nie przestaje być sobą. Ma prawo do realizacji własnych potrzeb i zainteresowań. Paradoksalnie, to właśnie te potrzeby i zainteresowania są oznaką dojrzałości.

Mama ma prawo iść swoją drogą

Nie oznacza to oczywiście, że może zapomnieć o dziecku, zresztą niewiele mam faktycznie to potrafi. Jednak mama to przecież dorosła kobieta, ma własne zainteresowania, pasje, potrzeby. Prawdopodobnie pracowała, zanim dziecko przyszło na świat, pewnie ma jakieś ambicje zawodowe. Jej świat nie powinien zamykać się w tematyce typowo dziecięcej choćby z jednego prostego powodu – dziecko rośnie i w szybkim tempie przestaje być małym monopolistą. Widok mamy, która po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym nie umie się odnaleźć w nowej rzeczywistości, jest w gruncie rzeczy bardzo przykry. Niestety to kolejny z paradoksów, jaki funduje nam współczesna opinia publiczna. Wręcz niemożliwe jest, by mama, która przez trzy lata żyła tylko dla dziecka i tylko jego potrzebami, z dnia na dzień przestawiła się na myślenie o sobie i o pracy. Dlatego warto dbać o to, by mamy nawet bardzo małych dzieci mogły wygospodarować w tygodniu kilka lub kilkanaście godzin dla siebie. Wydaje się, że to niedużo, ale w rzeczywistości to kamienie milowe na drodze do bycia spełnioną jako mama i jako kobieta.

Mamo – pomoc jest na wyciągnięcie ręki

Gdyby mamy mogły pozwolić sobie na szczerość, na pewno powiedziałyby, że nic nie sprawiłoby im większej radości niż pomoc przy dziecku raz albo dwa razy w tygodniu. Ot tak, żeby wyjść na zakupy, do fryzjera, przeczytać książkę, spotkać się ze znajomymi, albo chociaż w spokoju wypić kawę. To nie musi być cały dzień, czasem wystarczą dwie, góra trzy godziny, by mama naładowała baterie. Na pewno znajdzie się opiekunka do dziecka w Warszawie gotowa pracować tylko kilka godzin w tygodniu. Wbrew pozorom nie trzeba zatrudniać niani od razu na cały etat. Takie rozwiązanie nie powinno zrujnować domowego budżetu, a na pewno odciąży mamę i pozwoli jej zachować równowagę między macierzyństwem a własnymi potrzebami.