A mogło być tak pięknie…

Może trzeba kupić lodówko-zamrażarkę? A potem, do tej wypasionej, idiotycznie drogiej szafy ze stali (dla której musiałabym zdemontować połowę swojej kuchni i wziąć spory kredyt) *włożyłabym wydruk zestawienia należności względem ZUSu*…

Z moim myśleniem zsynchronizowała się pogodsa: dziś rano, kiedy przekręciłam kluczyk w stacyjce, mój samochód (Stefan!) *pokazał na wyświetlaczu minus dziewięć i pół stopniav. Moje miasto stało się wielkim zamrażalnikiem. Wszystko zasypał śnieg, kierowcy po raz pierwszy od dawna jeżdżą przepisowo. Pięćdziesiąt kilometrów na godzinę to w tych warunkach brawura!

– Cóż to za wspaniała okazja! – myślę, stojąc w gigantycznym korku.

Nareszcie mogę zamrozić wszystko, co tylko przyjdzie mi do głowy. Każdy powód do smutku, albo niezbyt radosnych refleksji – na minus dziewięć i pół z nim! Wszystkie nieprzepracowane i błagające o spotkanie z terapeutą problemy – na krę płynącą po Odrze! Od razu lepiej. Lekko! Przyjemnie!

z drugiej strony – zimno, jak diabli, ale mnie nie zrażają drobne minusy. Jak skończę zamrażać, to i w nich znajdę plusy, bo przecież mróz jest fantastyczny!