Wielu lekarzy podważa znaczenie leków homeopatycznych. Środowiska naukowe traktują je jako paramedykamenty. Dlaczego wierzy Pani w ich skuteczność?
To absolutnie nie jest kwestia wiary czy niewiary. W zależności od potencji są to silnie działające leki, a opowieści o placebo są skończoną bzdurą. Skuteczność tych leków udowadnia 200 lat empirii homeopatycznej, na wszystkich kontynentach. Dziś jako homeopatka mogę pomagać ciężko chorym ludziom z obszaru całego kraju. Mam na koncie wyleczone wypadki schizofrenii, raka białaczki, niepłodności, dziesiątki alergii, dermatoz itd., itp. To z czym nie poradzili sobie profesorowie ginekologii czy psychiatrii, udało się pokonać metodą homeopatyczną. Ale zmieńmy temat, bo pomówią nas o fantazjowanie. Homeopatia to zbyt poważny temat, by traktować go marginalnie. Dziś rozmawiamy o książce. Do tematu homeopatii możemy wrócić przy innej okazji.
Jaki wpływ na wybór bohaterów „Motylki” miała Pani praca zawodowa. Czy zainteresowanie homeopatią znalazło odzwierciedlenie w książce?
I tak, i nie. Odbiło się pewnie na filozofii tej książki, która nawiązuje do tego, że o naszym zdrowiu decydują emocje. Nasze przeżycia odbijają się nawet na naszym wyglądzie. W „Motylce” jest taki fragment, który mówi, że gdy tracimy kogoś kogo kochamy, dzieje się tak, jakby zgasło światło. W innym miejscu blade skrzydła ciotki ćmy odzyskują kolory, bo czuje się kochana. To wszystko głęboka prawda. Bo Miłość jest lekarstwem na wszystko. Odkrył to już Paracelsus, mówiąc: „Wszelka medycyna jest miłością”. Dlatego „Motylka” kończy się zachętą, aby dzieci poszukały kogoś, kogo nikt nie kocha. Więcej nie zdradzę, trzeba przewrócić pierwszą kartkę.
Strona internetowa pani Danuty Mikołajewskiej: www.mikolajewska.net.pl
- Wydawca