Jak Małe Gadziny podrosną znów można się zacząć spotykać, ale istnieje niebezpieczeństwo, że nasze dzieci nie polubią się z dziećmi przyjaciół, albo na przykład mój Stasiek wyrżnie w łeb córeczkę przyjaciółki łopatką w piaskownicy i wystarczy, że z ust wplątanych w konflikt mamusiek padnie jedno nierozważne słowo i pozamiatane. Jeśli mamy zwierzę, to ono też nam może nabruździć, szczególnie, jeśli nie przepada za dziećmi znajomych, albo je uczula. Moja Śrubka kiedyś kłapnęła zębami dla ostrzeżenia w kierunku sześciolatki, która intensywnie ciągnęła ją za ogon i to był smutny koniec mojej znajomości z jej mamą. Do tego wszystkiego poza czynnikiem ludzko-zwierzęcym dochodzi jeszcze aspekt ekonomiczny. Dla niektórych różnica w zarobkach może być problemem, a jeśli nawet nie, to może na przykład irytować małżonka, albo objawić się kryzysem w chwili planowania wspólnych wakacji.
Nawet ze zjawiskami ogólnoświatowymi mamy pod górkę, bo niby fajnie, że globalizacja przybliżyła nam wszystko, ale mnie na przykład podle podprowadziła jedną przyjaciółkę do Wielkiej Brytanii, a drugą do Stanów Zjednoczonych. To wszystko czyha na nasze znajomości, nie wspominając o braku czasu, zmęczeniu powodującym, że zasypiamy o zmroku na kanapie w połowie udzielania odpowiedzi „w porządku” na pytanie „Jak ci minął dzień?”, rozwodach wiążących się nie tylko z podziałem majątku, ale co bardziej bolesne, podziałem listy znajomych, a na dodatek wszyscy nieustannie się zmieniamy i nie zawsze udaje się dopasować rezultat zmiany do starych zażyłości.