Kiedy byłam mała, jednym z moich ulubionych przekleństw było to, które znalazłam w jednej książce Joanny Chmielewskiej dla młodzieży. Przytoczę je tu, choć nie jestem pewna dokładności. Uwaga.
„Kurza ich parszywa, nie dojona, w galaktykę kopana, z wiaderkiem węgla przez most Poniatowskiego kolczastym drutem ganiana, zardzewiała morda”.
Odpowiednia duża ilość „rr”, długie to, zgrabne i śmieszne, a wyrzucenie z siebie całego zdania na jednym oddechu skutecznie mnie uspokajało. A ewentualnych denerwujących rozmówców wytrącało z równowagi.
Kiedy odkryje się sposób, tworzenie przekleństw stało się niezłą zabawą. Grunt to wrzucić wiele „warczących wyrazów”. Albo stworzyć długie zdanie w obcym języku. Moi znajomi z nabożnym lękiem cofają się, gdy wyrzucam z siebie z prędkością karabinu włoskie słowa. A ja mówię o spotkaniu profesora i ucznia na przystanku autobusowym…
Kobiety nie powinny kląć, bo przekleństwa są bardzo męskie. Być może mają rację ci, którzy twierdzą, że odbiera nam to kobiecość. Dlatego stwórzmy własne przekleństwa, takie kobiece. No i oczywiście czasem, jak naprawdę, naprawdę się zezłościmy, to po prostu rzućmy jakimś bluzgiem.
Nie będzie nam tu taka nie dojona, w galaktykę kopana, zardzewiała morda mówiła, że nie wypada.
Joanna Pastuszka-Roczek