slow parenting
Caroline Hernandez z Unsplash

Ostatnio w mediach często można usłyszeć określenia takie jak slow sex, slow food, slow life, a nawet slow parenting. Niewątpliwie część osób zaczyna odczuwać dyskomfort związany z nieustanną pogonią, z którą mamy do czynienia w codziennym życiu. Wolałyby one skupić się na tym, co trwa tu i teraz. Na czym polega slow parenting?

Spis treści:

  1. Slow parenting, czyli uważne rodzicielstwo
  2. Beztroskie dzieciństwo – dlaczego warto zapewnić je młodemu człowiekowi?
  3. Perfekcyjny rodzic i idealne dziecko, czyli owoce presji społecznej
  4. Zajęcia pozalekcyjne, które odbierają czas na beztroską zabawę
  5. Beztroska zabawa a szansa na refleksję
  6. Powolne rodzicielstwo jako troska o zdrowie psychiczne dzieci
  7. Dziecięca nuda, czyli naturalna kolej rzeczy
  8. Jak wychowywać dzieci bez nadmiernych oczekiwań?

Slow parenting, czyli uważne rodzicielstwo

Pod terminem slow parenting kryje się nic innego jak powolne rodzicielstwo. Dziś wszyscy czujemy presję, aby dawać się z siebie 100%. Wywieramy także nacisk na dzieci, aby te uczyły się wszystkiego, co może im się przydać. Uważamy, że telewizor czy laptop może rozwijać kompetencje naszych pociech za sprawą odpowiednio dobranych programów edukacyjnych. Tymczasem dzieci zalewa zbyt wiele bodźców, które męczą ich układ nerwowy. Przebodźcowanie może prowadzić do poważnych zaburzeń. Rodzice, którzy praktykują slow parentning, przynajmniej raz w tygodniu zastępują telewizory i laptopy wspólnym spacerem czy piknikiem. W ten sposób zapewniają swoim pociechom czas wysokiej jakości. Bardzo często młodzi ludzie nie skarżą się na brak markowej bluzy czy smartfona, ale brak uwagi ze strony rodziców.

Beztroskie dzieciństwo – dlaczego warto zapewnić je młodemu człowiekowi?

Slow parenting jako zjawisko społeczne ma na celu przywrócić beztroskę dzieciństwu. Każdy z nas pamięta te czasy, gdy wisiało się na trzepaku z kolegami osiedla, grało w klasy, berka czy diabła. Tego typu rozrywki angażowały zarówno intelekt młodych ludzi, jak i zachęcały ich do zwiększonej aktywności ruchowej. Mimo że ludzie, którzy wychowywali się w latach 80. i 90., nie uczęszczali na liczne zajęcia pozalekcyjne, zdobyli dobry zawód. Choć ich popołudnia upływały na zabawie, wcale nie stali się leniwi i niechętnie nastawieni wobec kursów doszkalających. Po prostu na tamtym etapie rozwoju potrzebowali zabawy stymulującej kreatywność.

Perfekcyjny rodzic i idealne dziecko, czyli owoce presji społecznej

Rodzice czują dziś ogromną presję, by stawić czoła wysokim wymogom współczesnego świata. Zewsząd atakują ich informacje dotyczące nauki języków obcych, informatyki i zdobywania innych przydatnych kompetencji. Nic dziwnego, że rodzice pragną wychować swoje dzieci najlepiej, jak potrafią. Sami nierzadko nie szczędzą wysiłków, by zarobić na zajęcia pozalekcyjne, które do najtańszych nie należą. Wierzą, że w ten sposób zapewniają swoim pociechom pełniejszy rozwój.

Zajęcia pozalekcyjne, które odbierają czas na beztroską zabawę

Język angielski, a później francuski, balet i lekcja gry na pianinie – terminarz dzieci jest tak samo zapełniony jak dyrektorów wielkich korporacji. Młodzi ludzie rano wstają do szkoły, po niej uczą się w prywatnych placówkach, a wieczorem odrabiają lekcje i przygotowują się do sprawdzianów. W rezultacie czas na beztroską zabawę udaje się znaleźć jedynie w wakacje, a i to nie zawsze można uznać za pewnik. Niektórzy rodzice latem wysyłają swoje dzieci na zagraniczny kurs językowy. W rezultacie młodzi ludzie potrafią przeczytać Szekspira w oryginale, ale cierpi na tym mocno ich pomysłowość. Psycholodzy wykazali bowiem, że beztroska zabawa stymuluje kreatywność, ponadto każdy potrzebuje chwili na lenistwo, ponieważ to właśnie wówczas mózg pracuje na przyspieszonych obrotach, szukając ciekawych rozwiązań.

Beztroska zabawa a szansa na refleksję

Potrzebne jest zatem spowolnienie, które dziecko może wykorzystać na odpoczynek, refleksję czy opracowanie własnej drogi życiowej. Gdy młody człowiek bierze udział w licznych zajęciach pozalekcyjnych, często nie wie, jaki zawód mógłby zapewnić mu satysfakcję. Lekcji i potencjalnych dróg jest tak wiele, że czuje się on zalany nadmiarem możliwości.  Ciężko mu też podjąć jednoznaczne decyzje, gdy rodzice przez lata inwestowali zarówno w naukę gry na pianinie, jak i zajęcia w szkole baletowej.

Powolne rodzicielstwo jako troska o zdrowie psychiczne dzieci

Slow parenting stanowi także odpowiedź na zaburzenia psychiczne u dzieci. Kolejki do psychologów zdają się nie mieć końca. Kolejni młodzi ludzie popadają w depresję, czują się przytłoczeni nadmiarem oczekiwań formułowanych przez rodziców i nauczycieli. Do tego dochodzą problemy z koncentracją, nadpobudliwością psycho-ruchową czy przyswajaniem nowych wiadomości.

Dziecięca nuda, czyli naturalna kolej rzeczy

Beztroskie dzieciństwo wydaje się godnym uwagi postulatem. Nie oznacza to, iż mamy odpuścić dziecku zdobywanie wiedzy. Można natomiast się zastanowić, czy potrzebuje ono aż tylu zajęć pozalekcyjnych. Może to, co oferuje mu szkoła, całkowicie wystarczy? Slow parenting, czyli powolne rodzicielstwo, może początkować rodzić wątpliwości. Gdy dziecko, które zawsze miało terminarz wypełniony po brzegi, nagle ma wolne popołudnie, może odczuwać nudę. W końcu musi nauczyć się na nowo swobodnej zabawy.

Jak wychowywać dzieci bez nadmiernych oczekiwań?

Powolne rodzicielstwo to nie jest wymysł naszych czasów. Doświadczyliśmy go jako dzieci, więc mamy się na czym wzorować. Sami godzinami biegaliśmy z kolegami po osiedlu i na tym nie ucierpieliśmy. Wyrośliśmy na zdolnych i pracowitych ludzi. Stwórzmy podobne warunki do rozwoju własnym dzieciom.

Magdalena Kukurowska