Wam też mówiono, że złość piękności szkodzi? Mam ochotę przegryźć tętnicę udową każdej osobie, która przekazuje dalej ten durny frazes. Bądźmy miłe i urocze, nie marszczmy groźnie brwi, bo od tego tylko zmarszczki, które są fuj. W ogóle im bliżej nam do anielskiego ideału, tym będziemy szczęśliwsze i bardziej poważane. No bo kto traktuje poważnie wkurzoną babę? Nikt. Zdenerwowana kobieta to histeryczka, której należy się, co najwyżej, pobłażliwy uśmiech. No, odbiło jej. Pewnie ma okres.
Przerabiają nas już w przedszkolu na strażniczki domowego ogniska, ucieleśnienie Matki Ziemi. Wychowuje się nas w przekonaniu, że dziewczynki się nie złoszczą i w ogóle nie okazują negatywnych emocji, bo to nieładnie. Tylko że wierzyć, że tych uczuć zupełnie nie ma, to tak, jak myśleć, że kiedy zamknę oczy, to inni mnie nie widzą. I kogo taka złość ugryzie w tyłek, skoro zatrzymujemy ją w sobie? No właśnie.
Wydaje mi się, że naszym problemem nie tylko jest brak zgody na kobiecą złość, ale też to, że nikt nas nigdy nie uczył, co się z nią robi. Wiemy za to doskonale, jak ją tłumić. Nie pozwolono nam jej poznać, doświadczyć jej, dokładnie się jej przyjrzeć, pomacać i powąchać, więc skąd mamy wiedzieć, co się z nią robi?
Małym dziewczynkom nie czyta się też opowiadań science fiction, a szkoda. Bajka Lema o elektrycerzach z tomu Bajki robotów, powinna być lekturą obowiązkową. Historia w uproszczeniu sprowadza się do tego, że dwóch z trzech elektrycerzy atakujących zamarzniętą planetę, zamieszkałą przez lodowe plemię Kryonidów było tak durnych, że załatwili się sami.