Usiadłam obok Jana. Rozmawialiśmy, niby przez pomyłkę dotykaliśmy swoich rąk. Potem, po kilku godzinach rozmowy zaczęliśmy się całować, najpierw delikatnie, potem namiętnie. I już znaleźlismy się oboje w zaczarowanym świecie pierwszej miłości, nie mieliśmy zamiaru go już opuszczać. Umówiliśmy się na następny dzień. Od tego czasu widywaliśmy się codziennie. Aż przyszedł dzień, w którym postanowiliśmy oddać się sobie wzajemnie. Dla nas obojga był to pierwszy raz. Byliśmy nieporadni, jednak natura bezbłędnie dyktowała nam co mamy robić. Było cudownie. Odkryliśmy nieznany wcześniej świat erotyki. Nigdy nie zapomnę tego naszego pierwszego razu.

Nasze ciała były nagie. Podziwiałam jego pięknie umięśnione, męskie ciało, jego duże dłonie pieściły moje ciało, a usta dotykały ust. On podziwiał moje dziewczęce kształty, które jeszcze nigdy nie były odkryte przed mężczyzną. Tuliliśmy się, całowaliśmy. No i wreszcie stało się, straciłam dziewictwo i przyznam się, że wcale nie było mi go żal. Było czymś zbędnym i niepotrzebnym. Kochaliśmy się. Było tak cicho i cudnie, słońce prześwitywało przez zasłony pokoju w akademiku. Nie wiem ,kiedy zasnęłam. Obudziłam się nagle w połowie gorącego snu, zawstydzona senną, brutalną namiętnością. I ze zdumieniem spostrzegłam, że to nie sen. Leżałam wtulona w jego ramiona. Byliśmy nadzy, zakochani, byliśmy wzorcem kobiety i mężczyzny. Ktoś patrząc na nas mógłby powiedzieć: Dotknął was ogień i lód. Piękni kochają pięknych, szaleni szalonych. Innych nie kocha nikt. My byliśmy piękni i młodzi. Jeszcze nie wiedzieliśmy o tym, że świat nas nie kocha, a los chce wszystko zepsuć.

Od tego czasu codziennie przychodziliśmy do akademika, głodni siebie nawzajem. To były jego ostatnie wakacje przed magisterką, wcale nie pojechał do domu, powiedział, że musi przygotowywać pracę magisterską. Załatwił sobie akademik na całe lato. Dzięki temu to lato było nasze, najpiękniejsze lato w życiu. Bałam się, że on jest jak wiadomość z innego świata. Ja go widzę i słyszę. Ale lękam się, czy nie będzie motylem, bo żyje pięknie i krótko. Dla mnie okazał się takim motylem, bo po studiach odleciał i przez półtora roku nie dawał znaku życia. Był wtedy w wojsku, wzięli chłopaków do tłumienia strajków i wprowadzania stanu wojennego. Dosłużył się tam stopnia porucznika. Nic wtedy o nim nie wiedziałam. Starałam się go wymazać z pamięci, żeby nie cierpieć i wtedy przyszedł ten list. Kpiłam sobie z tego listu, myślałam, że przysłał go kolega z pracy będący w wojsku w Elblągu.