Wolne popołudnia często spędzam z książkę w ręku, ale nie zawsze pałałam do nich ciepłymi uczuciami. Dlaczego w Polsce obserwuje się kryzys czytelnictwa? Jak z nim walczyć?
Przez lata rząd zachęcał Polaków do obcowania z literaturą, korzystając z zerowej stawki podatku VAT. Niestety, ta nietypowa promocja czytelnictwa została przerwana po interwencji Unii Europejskiej. Czy dostosowanie rodzimego prawa do wymogów Wspólnoty przyczyniło się do załamania rynku wydawniczego? Zdania są podzielone. Niektórzy ekonomiści wskazują na korelację między zwiększeniem opodatkowania a spadkiem sprzedaży, podczas gdy inni twierdzą, że problem leży gdzie indziej. Osobiście skłaniam się ku teorii mieszanej. Od pewnego czasu miłośnicy dobrej literatury skarżą się na wygórowane ceny książek. Zakup jednej powieści przeciętnie stanowi wydatek rzędu 27-30 zł. Ludzie, którzy zarabiają minimalną krajową, muszą wybierać między zakupem mięsa a nowości wydawniczej. Młodzi, wykształceni ludzie, którzy pracują w centrum handlowym za 1680 zł brutto, mają ograniczony kontakt ze sztuką.
Blaski i cienie bibliotek publicznych
Ktoś może powiedzieć, że chcącego nic trudnego. Z myślą o miłośnikach książek powołano do życia biblioteki publiczne, które za darmo udostępniają swoje pozycje. Choć idea miejskiej wypożyczalni jest dobra, rodzi pewne komplikacje. Polacy własność wspólną często traktują jako niczyją, co znajduje odzwierciedlenie w wyglądzie przystanków autobusowych i książek. Swego czasu namiętnie odwiedzałam pobliską bibliotekę. Duża, nowoczesna, dostosowana do osób niepełnosprawnych, ale posiadała pewną wadę. Mieszkańcy mojego miasta często mylą powieść Hanny Cygler z podstawką na obiad. Brązowo-czerwone plamy, które prawdopodobnie stanowią pozostałość po sosie do mięsa, skutecznie zniechęcają mnie do lektury. Książka, po którą sięgam, nie musi być nowa, ale jej stan nie powinien mnie odrzucać.
Każdy użytkownik biblioteki prędzej czy później przekona się na własnej skórze, że nasze państwo niechętnie inwestuje w kulturę. Do miejskich wypożyczalni rzadko trafiają nowości wydawnicze. Jeśli jakaś pojawi się na półce, prawdopodobnie została przekazana jako darowizna lub zakupiona z dobrowolnych składek czytelników. Pojedyncze egzemplarze najciekawszych powieści budzą w nas pierwotne instynkty, rozpoczyna się walka o smakowity kąsek, zwycięża najszybszy. Niektóre biblioteki wyszły naprzeciw oczekiwaniom czytelników i uruchomiły listy kolejkowe. Wpisując się na takową, można zaklepać sobie książkę. Czy nie przypomina to minionej epoki?