Rodzice chorych dziewcząt, z którymi rozmawiałam, różnie radzili sobie z chorobą córek (najczęściej w ogóle sobie nie radzili). Wszyscy jednak zgadzali się, że najgorsza jest bezsilność.

Serce matki

Oto szczera wypowiedź jednej z matek:

Kocham ją i cierpię, patrząc, jak przez pół godziny przesuwa na talerzu jedną rzodkiewkę. Jest tak wychudzona, że nie wyobrażałam sobie, że tak może wyglądać człowiek. W nocy cicho podchodzę do jej łóżka i słucham z przerażeniem czy jeszcze oddycha. A jednocześnie są chwile, że niemal czuję do niej nienawiść za to wszystko, co robi sobie i nam. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że przyczyniliśmy się z mężem do jej anoreksji, ale jednocześnie buntuję się przed przyznaniem do winy. Kochaliśmy ją i zawsze chcieliśmy jak najlepiej. Są przecież gorsze rodziny.

Wiem, że teraz ważne jest tylko zdrowie i życie córki, ale naprawdę ciężko żyć ze świadomością, że wpędziliśmy dziecko w chorobę. Nie umiem się z tym zgodzić. Jestem chyba jeszcze bardziej nerwowa niż ona. Czasem patrzę na nią i mam wrażenie, że już nie ma dla mojego dziecka ratunku. Takie myśli przychodzą coraz częściej. Nawet nie umiem z nią porozmawiać, przytulić. Ona tego nie chce. Jestem zmęczona i przerażona. To, co teraz przeżywa cała nasza rodzina, to piekło, a nie życie.