Agresja rodzi agresję
Żaden z Polaków, Francuzów czy Anglików nie chciałby, aby uchodźcy z krajów muzułmańskich zaprowadzili u nas własny ład i porządek. To naturalne. Niestety, tę zasadę stosujemy wyłącznie w stosunku do siebie, zapominając o porzekadle: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. W rezultacie przywódcy państw zachodnich obawiają się imigrantów z krajów islamskich i bombardują ich ojczyzny. Tym samym za każdym razem zabijają nie tylko muzułmańskich radykałów i członków Państwa Islamskiego, ale też zwykłych ludzi, którzy marzą o pokoju. Śmierć niewinnych osób, niszczenie infrastruktury i brak pomocy humanitarnej popychają zwykłych ludzi w ramiona radykałów. Jeśli chcemy żyć w bezpiecznej i prowolnościowej Europie, musimy przestać bombardować państwa islamskie. Prezydent Francji Hollande, popełnił poważny błąd, bombardując dziś w nocy tereny Syrii i Iraku. Muzułmańscy radykałowie z pewnością postanowią wziąć odwet za śmierć swoich bliskich i niebawem możemy spodziewać się kolejnych zamachów. Jeśli pragniemy pokoju, musimy porzucić agresję i przestać ingerować w wewnętrzne sprawy Syrii i Iraku. Nie oznacza to jednak, że mamy pozostawić ich obywateli bez pomocy, przy czym powinna ona zachować charakter humanitarny.
Problemy z integracją
Temat przyjmowania imigrantów wciąż budzi ogromne kontrowersje. Przeciwnicy bardzo często powołują się na problemy państw zachodnich z integracją przybyszów z krajów muzułmańskich. W rzeczywistości za wspomniane zjawisko nie zawsze odpowiadają oporni imigranci, ale podejście rdzennych mieszkańców. Zamykanie przybyszów w specjalnie utworzonych dzielnicach przypomina tworzenie gett i nie jest najlepszym rozwiązaniem. W państwach, gdzie muzułmanie mogli zamieszkać wśród rdzennych mieszkańców, problemy z integracją są zdecydowanie rzadszym zjawiskiem.
Europa bezradna w walce z terroryzmem?
Niestety, walka z terroryzmem jest nierówna. Na korzyść inicjatorów krwawych zamachów przemawia fakt, że ich bojownicy są skłonni ponieść męczeńską śmierć w walce z niewiernymi. Ponadto akty terrorystyczne są nieprzewidywalne i nie wymagają dużych nakładów finansowych. O ile stosunkowo łatwo zapobiec zamachom na największych stadionach piłkarskich, o tyle stosunkowo łatwo przeprowadzić je w kawiarniach, pizzeriach i osiedlowych supermarketach. Terrorysta z kałasznikowem może bez trudu wejść do wspomnianych obiektów, ponieważ nie są one chronione lub za bezpieczeństwo klientów odpowiada dwóch słabo wyszkolonych pracowników firmy ochroniarskiej. Ponadto wiele krajów, w tym Polska, nie opracowało ustawy dotyczącej walki z terroryzmem. Warto też zaznaczyć, iż nasz kraj na ten cel przeznacza zaledwie 30 milionów złotych, podczas gdy na utrzymanie Instytutu Pamięci Narodowej wydajemy co roku 200 milionów złotych. Czy naprawdę warto pompować tak duże pieniądze w skostniałą instytucję, której zasadność istnienia budzi ogromne kontrowersje? Czy nie lepiej wspomniane 200 milionów przeznaczyć na służby wywiadowcze i szkolenie antyterrorystów? Polska potrzebuje też przepisów regulujących działania w sytuacjach kryzysowych, tj. podczas ataków terrorystycznych. Na ten problem uwagę zwrócił generał Roman Polko.
Marlena Skóra