Któregoś razu zapił się na umór i zasłabł w przydrożnym rowie, a wtedy przypadek chciał że kobieta wracała z pracy i go znalazła nieprzytomnego w trawie. Wezwała pomoc przestraszona czy bezdomny żyje. Kiedy doszedł do siebie, uspokojona, że udzieliła mu pomocy, powiedziała: jestem tak podekscytowana jakbym wyłowiła z rzeki skarb. Bo to przecież czyjeś życie, trzeba myśleć o tym, czego się pragnie, aby to się stało. Ja kiedyś pilnowałam się, aby nie myśleć prawdy przy innych. By los nie podsłuchiwał, by ludzie nie podsłuchiwali.

Bezdomny mężczyzna pomyślał: jestem jak tkanina odwrócona na drugą stronę. Wszystko co najważniejsze chowam do środka. W jednej chwili znienawidził kobietę, w amoku pijackim, bo opary alkoholu jeszcze z niego nie uszły, to ona była wszystkiemu winna, że stracił dom i rodzinę. Podszedł do kobiety z nożem w ręku, i z zimną krwią ją zamordował. Najwyraźniej było tylko lękiem, który złapał za gardło, kiedy spojrzałem na świadectwo śmierci. Cud odmienienia nie następuje. Gdy masz wybór odpowiadam nie. Ale gdybyś zapytał, czy masz wpływ na to kim jesteś, powiem ci, nigdy nie miałeś większego.

Kobieta leżąc w agonii, myślała w ostatnich sekundach życia: oto dotknął mnie pocałunkiem pośpiesznym, prawie nieobecnym i wyszedł. Po prostu wyszedł. Od tego czasu dobro nie mogło pozostać całkowicie dobre, ale i zło w moim życiu nie było zupełnie złe, stwierdził bezdomny człowiek, żegnając kobietę, którą jak sądził ukarał za swoje upadłe życie.