Jednym uchem wysłuchałam jeszcze wewnętrznego głosu przypominającego przemówienie w obronie byłej Pierwszej Damy i Sekretarz Stanu, że sprowadzenie kwestii merytorycznych do tego, czy kobieta jest ładna, czy nie, czyni z podnoszącego temat idiotą, – więc, tak naprawdę liczy się to co się ma w głowie, a nie to, co na!
Było już jednak za późno. Krok po kroku przemieszczałam się w kierunku jedynego w całym domu lustra na pełną długość dorosłego człowieka, a tym bardziej zbyt okrągłej kobiety.
Im bardziej się przyglądałam swojemu odbiciu, tym więcej rzeczy widziałam do poprawki. Tu mogłabym naciągnąć…. Tu podnieść… Tu wygładzić… Zafarbować to, a usunąć całkiem to…. Albo przynajmniej wyrwać… I może w jakiś fajny kształt? Hmmm…. Stałam tak i stałam i byłam pewna, że Garance po dwóch dniach rozbuduje swoją listę, albo już zaczęła w myślach dodawać rzeczy, które jeszcze musi ze sobą zrobić. Postanowiłam zaorać wszystko w diabły, zabrać się na nawożenie i sianie od nowa. W końcu ma być wiosna…
Też zrobiłam sobie listę i następnego dnia zaczęłam się umawiać na spotkania. Efekty?
Dermatolog może być za trzy miesiące, fryzjer wyjechał na wycieczkę, bo zatęsknił za latem, to wziął swojego chłopaka i wybrał się do Las Palomas, kosmetyczka wydała mi się podejrzana. Dietetyczka była chuda jak przecinek i wyglądała, jakby przydał jej się przynajmniej jeden sensowny posiłek dziennie, więc uciekłam z poczekalni, jak tylko sekretarka wyszła na chwilę do toalety.