Guru z internetu

Żyjemy w czasach, w których bardzo łatwo można zyskać sławę i wierną rzeszę odbiorców. Wystarczy tylko zacząć zamieszczać na Instagramie wpisy. Mogą one szokować, poruszać kontrowersyjne tematy lub sprawiać wrażenie wielce oświeconych. Prawda jest jednak taka, że można zostać guru z internetu, zupełnie nie znając się na danej rzeczy. Dziś kwalifikacje nie są tak wymagane jak bycie medialnym, intrygującym. Czym to skutkuje.

Nie daj się zmylić nazwie konta

Pewna kobieta posługując się nazwą specjalizacji lekarskiej, utworzyła konto na Instagramie. Początkowo szerzyła wiedzę z zakresu chorób kobiecych. Miało to pozytywny wymiar społeczny, bo zachęcało panie do badań. Z czasem ta sama pani zaczęła zarabiać na innych rzeczach – kulinariach i modzie. Zasadniczo nie ma w tym nic złego. O to przecież chodzi influencerom, którzy skrupulatnie pracują na swoją sławę, aby potem ją jakoś zmonetyzować i robić to, co się lubi. Problem w tym, że owa pani stała się z dnia na dzień specjalistką od różnych kwestii. Jej wpisy zaczęły szerzyć nieprawdę. Połączyła ona epigenetykę z zaprogramowaniem w dziecku smaków, które mama lubi w ciąży. Wpis zabrzmiał mądrze i naukowo, ale epigenetyka nie ma nic wspólnego z zakodowaniem w dziecku smaków. Ba, podczas ciąży nie da się tego zrobić. W końcu nasze mamy często zajadały się ogórkami w occie, a my nie możemy patrzeć na potrawy polane octem. Analogicznie nasze mamy kochały mięso, a my go nie jemy, bo nie lubimy. Generalnie osoby siedzące w temacie genetyki dość szybko wyłapią błąd merytoryczny. Jednak zdecydowana część odbiorców owej pani go nie wyłapie.

Nagonka na substancje chemiczne

Nie zapominajmy o influencerkach eko. One z kolei zyskały często sławę, robiąc nagonki na składniki wykorzystywane przy produkcji kosmetyków i żywności. Owszem, w niektórych kwestiach nie można odmówić im racji, bo są na to dowody naukowe. Jednak czasem część z nich się zagalopowuje i stwierdza, że jakiś składnik jest szkodliwy, nie mając ku temu żadnych wiarygodnych przesłanek. Wyznawcy takiej influencerki nagle robią nalot na drogerię i za wszelką cenę szukają produktu wolnego od tej substancji chemicznej.  Problem jest jednak często taki, że owa substancja musiała zostać czymś zastąpiona, a owe coś często jest dużo bardziej toksyczne od związku potępianego przez influencerkę.

Mity na temat szczepionek

Mity na temat szczepionek szerzy wielu influencerów. Wiadomo, że najłatwiej manipulować ludźmi, tworząc w nich atmosferę strachu. Gdy ktoś boi się autyzmu oraz szeregu innych chorób, to będzie unikał szczepionek jak ognia. A owy influencer szybko zyska sławę i zacznie organizować płatne szkolenia. To nic innego jak nabijanie ludzi w butelkę i wmawianie im teorii spiskowych, co zawsze jest dość nośne. Tak się dzieje, bo większość Polaków nie zna się na biologii, chemii czy immunologii.

Biorezonans nie leczy raka

Znasz cudowne historie o uzdrowieniu z ciężkich chorób  takich jak rak dzięki biorezonansowi, piciu ziółek i soków? Większość z nich to fikcja literacka obliczona na to, aby zarobić na zdesperowanych, ciężko chorych ludziach, którzy są gotowi chwycić się ostatniej deski ratunku.  Niestety, naiwnych nie brakuje.

Baza z błyszczyka to ryzykowny pomysł

Samozwańcze makijażystki to kolejny temat rzeka. Wiele z nich wykorzystuje do utrwalania make upu kontrowersyjne sytuacje, vide lakier do włosów. Szkodliwe może się też okazać nakładanie cieni do powiek na błyszczyk, szminkę w płynie etc. Kosmetyki te często bowiem zawierają substancje drażniące takie jak komponenty zapachowe, konserwanty etc., które mogą doprowadzić do silnej reakcji alergicznej spojówek. Z kolei panie zachęcające do kręcenia kwasów w domu bez nadzoru osoby z doświadczeniem niczym nie różnią się od znachorów. Narażają swoje czytelniczki na poparzenia i poważne zagrożenia dla zdrowia.

Nie daj się nabrać. Ufaj przede wszystkim lekarzom, dyplomowanym kosmetologom i makijażystkom. Wiedzy nie zawsze szukaj w internecie, czasem warto zgłosić się o pomoc w realnym życiu do człowieka, którego kompetencji jesteśmy pewni. Nie ma nic gorszego od zawierzenia swojego życia i zdrowia szarlatanowi. To, że ktoś na Instagramie tytułuje się np. onkologiem, nie znaczy, że posiada uprawnienia do wykonywania tego zawodu.  Taka nazwa wzbudza zaufanie, ale w dobie internetu ty też możesz zostać profesorem onkologii, będąc po romanistyce. To tylko kwestia wybrania nazwy i stworzenia sobie odpowiedniego PR-u.