Nasz metabolizm i procesy przyswajania składników energetycznych z pożywienia są dużo bardziej skomplikowane. Przykładowy pączek dostarczy nam innej ilości energii w zależności od tego, czy zjedzony będzie na czczo , czy pod koniec obfitego posiłku. Jego wartość kaloryczna będzie zmienna w zależności od rodzaju flory bakteryjnej obecnej w naszym przewodzie pokarmowym* (a najnowsze badania wykazują jednoznacznie, że flora bakteryjna osób otyłych różni się od tej posiadanej przez osoby o normalnej wadze).

Ilość przyswojonej energii zmieni się w zależności od tego, czy popijać naszego pączka będziemy wodą, winem czy na przykład jogurtem. Będzie zależna od dokładności, z jaką zostanie pogryziony, od pory dnia, w jakiej został zjedzony. Będzie zależna od fazy cyklu miesięcznego. Będzie zależna od indywidualnej gospodarki hormonalnej i enzymatycznej naszego organizmu.

Listę czynników można by mnożyć prawie w nieskończoność. A jednak wciąż króluje podejście oparte o tabele kaloryczności i utożsamienie naszego organizmu – niezwykle złożonego układu, z wielokrotnymi wewnętrznymi sprzężeniami zwrotnymi – z prostotą energetyczną blaszanego piecyka.

Prowadzi to czasami do skrajnie absurdalnych koncepcji (niestety, znaleźć można wiele ofiar takich teorii) zakładających na przykład, że wspomagać odchudzanie może picie bardzo zimnych płynów, spożywanie kostek lodu czy długotrwałe wystawanie pod zimnym prysznicem.